środa, 29 września 2021

Kamyki, bursztyny, perły i inne paciorki

        Od dni paru bacznie obserwuję  kobiety spotykane osobiście oraz te ukazujące się na różnych ekranach w poszukiwaniu ozdób  dominujących w obecnych stylizacjach. I co widzę? Delikatne, ledwo widoczne łańcuszki z zawieszką albo zgoła nic. Wśród kobiet o statusie osoby publicznej, wyróżnia się posłanka Joanna Senyszyn prezentująca bogate zdobnictwo w formie wyrazistych korali i naszyjników. Na drugim miejscu w tej kategorii plasuję posłankę Katarzynę Lubnauer z jej bardziej delikatnymi, naszyjnikowymi akcentami zawsze idealnie pasującymi kolorem do bluzek czy garsonek. Nie sposób pominąć też towarzyszące politycznym ustawkom Panie z Kół Gospodyń Wiejskich wystrojonych w bogate korale  na ludowo!

        W młodszym, cywilnym politycznie pokoleniu, posucha… Sięgam więc do moich, przyznam, że trochę zakurzonych, kuferków z naszyjnikami. Były to moje ulubione dodatki do garderoby w czasie zawodowej aktywności. Miałam nawet nadzieję na stosowny do tego przydomek w rodzaju „koralowa”, „naszyjnikowa” czy jakoś tam. Nic takiego nie nastąpiło a koraliki pokrywają się teraz kurzem zapomnienia.

        A kiedyś z zapałem poszukiwałam koralowych inspiracji nawet w naturze…  

Nawlekanie owoców jarzębiny na nici było lubianym zajęciem dziewczynek, które chętnie stroiły się także w kolczyki z wiśni. Dziś nazwalibyśmy to „wychowaniem dla ekologii”J. W podobnym duchu uczono nas tworzenia naszyjników z przemyślnie zwijanych trójkącików kolorowego papieru lub kulek ugniecionego chleba albo ziarenek ryżu dmuchanego. A zbierane na plaży muszelki także świetnie nadawały się na fantazyjne ozdoby.

        Naszyjnikowa moda ewaluowała wraz z rosnącą dostępnością potrzebnych do wyrobu materiałów. Z wakacyjnych podróży przywoziliśmy sznury prawdziwych bursztynów lub szlachetne kamyki nanizane na skórzane rzemyczki i przeplatane elementami metaloplastyki. 

Ze szkatułki alElli

        Kolorowe lata siedemdziesiąte to obfitość długich do samego pasa naszyjników z dużych drewnianych lub plastikowych kulek, drobniutkich koraliczków czasem nawet fantazyjnie plecionych. Jakiś czas modne były łańcuchy ozdobione blaszkami w kształcie monet oraz wisiorki na różnych sznurach i rzemykach. Bardzo lansowano wtedy biżuterię z plastiku. Ach, kolczyki, koraliki, bransolety i wisiory – kolorowe sztuczne tworzywa w służbie modnych ozdobników.  Niestety… Teraz te nasze plastikowe zbytki pływają jako mikrocząsteczki w oceanach i zjadają je biedne wieloryby. Ach, jak mi wstyd...

        Piasek Pustyni… Tak nazwano kamień o połyskliwej strukturze złocistych ziarenek zatopionych w tajemniczej masie. Z pustynią niewiele miał wspólnego, narodził się w Wenecji, ale tak pięknie, romantycznie i egzotycznie go nazywano… Właścicielka miała prawo poczuć się jak perska księżniczka choć kamienie te pochodziły głównie z wakacyjnego handlu w kurortach Rumunii lub Bułgarii. Ach, ale dla stęsknionych wielkich podróży Piasek Pustyni był jak lek. Kamień ten dominował w pierścieniach ale i naszyjniki się zdarzały.

        Nacieszywszy oczy i duszę wspomnieniami, pobieżnie przewietrzone korale i naszyjniki pakuję do kuferka. Aż tu nagle… Trach! Bang, Bang…Stuk, puk, stuk…. Turlii, turliii… Tu urwało się zapięcie, a inny, zbuntowany, sznur koralików na znak protestu pękł i rozrzucił swe paciorki. Teraz pełzam na czworakach zbierając kuleczki i myślę, że przedmioty martwe potrafią się upomnieć o należną im uwagę. 

Ze szkatułki Bet

         Zatem, apeluję: zakładajmy korale i naszyjniki zanim złośliwie zagrzechocze ich swoisty „protest song”
:)

 


 

 


23 komentarze:

  1. A broszki?
    Broszki jakby się przeżyły.
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  2. W mojej pamięci całe sznury śliczności z prażonego na patelni makaronu! A całkiem niedawno odnalazłam cudeńka zrobione z klamerki( która była przy kozakach :) wysadzanej kamykami zbliżonymi do bursztynów i czarnego woskowanego sznurka.Grunt to odrobina fantazji:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oj tak, fantazja i dobre chęci do rękodzieła były podstawą stylizacji.
      U mnie, klipsy do uszu zdobiły także wyjściowe pantofelki:))
      Makarony w służbie koralowej pojawiły się wraz z rozwojem przemysłu makaronowego. Wcześniej gotowe makarony o fantazyjnych kształtach były rzadkości więc ugniataliśmy kulki z chleba, które można było malować na dowolny kolor i dla błysku pokrywać lakierem bezbarwnym lub takim do paznokci.

      Usuń
  3. Moja mama miała kiedyś naszyjnik z pereł, który podobno nie przynosi szczęścia. I coś w tym chyba było bo po wymianie na naszyjnik z bursztynów mamie nieco odmienił się los na lepsze ... Twój naszyjnik bursztynowy jest piękny.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A sztuczne perły też pechowe? Oj,a ja cała w perłach na zdjęciu profilowym wordpressowym:(
      Bursztyny na zdjęciu są ze szkatułki alElli - moje nie "wyszły" z koszyczka aby nie robić konkurencji.
      A swoja drogą, prawdziwe perły mają taką złą sławę bo ponoć przypominają łzy.

      Usuń
    2. A moje bursztyny właśnie założyłam. Skoro Anzai twierdzi, że naszyjnik jest piękny... Może ja wyładnieję w takiej oprawie?

      Usuń
    3. To raczej naszyjnik wyładnieje w twojej oprawie!

      Usuń
    4. O! Dziękuję pięknie, dyg, dyg...
      To jeszcze kolczyki założę. Niech także wyładnieją, o! :)))

      Usuń
    5. Oczywiście, że kolczyki trzeba założyć bo będzie im przykro bez wyładnienia:)

      Usuń
    6. Przez kolczyki o mało ucha nie oderwałam, gdy zdejmowałam maseczkę. Chowam je więc na kolejne 40 lat. Musi im wystarczyć tego wyładnienia.

      Usuń
    7. Oj, to prawda, że kolczyki nie są kompatybilne z maseczką.
      Ważne, że się przewietrzyły:))

      Usuń
    8. @alElla
      Piękny, piękny ... Wiem co piszę. Mam bursztyn kupiony na Gdańskim targu (oficjalnie podaję, że go znalazłem ;) ) wielkości połowy szklanki, ale on "świeci" tylko w kolorze biało żółtym, nie tak jak Twój - na czerwono.

      Usuń
  4. Moja mama miała perły i prawdziwe i sztuczne, ale żadne szczęścia nie przyniosły. Mamie zazdrościlam pereł, a siostrze pierścionka z "piaskiem pustyni". Z racji na nierówny chód, rzadko zakładałam korale czy bransolety. Jedynie pierścionki i kolczyki mogły mnie zdobić, bo nie zmieniały miejsca. Pozdrawiam serdecznie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A widzisz, bransolety! Był czas gdy modne były proste, luźne koła zakładane na nadgarstki. Szyk polegał na ich brzęczeniu przy wykonywanych ruchach:)) Szczególnie dźwięcznie brzmiał zbiór kilku srebrnych obręczy na ręku. Były też egzemplarze plastikowe, kolorowe które dość ładnie klekotały.
      Macham ręką z bransoletką:))

      Usuń
  5. Klik dobry:)
    Najpiękniejsze korale, jakie miałam, były czerwone i do samego pasa. A jakie ciężkie były...
    Bursztyny podobno leczyły tarczycę. Trzeba było je tylko od czasu do czasu zakopać w ziemi, żeby nabrały leczniczej mocy.
    Pozdrawiam serdecznie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oj, korale potrafią obciążyć kręgi szyjne:)) Też uważam, że korale powinny być czerwone! Dlatego szukałam ich w jarzębinie:))
      Bursztyny mają właściwości pro zdrowotne, tak się mówi od dawna. O zakopywaniu nie słyszałam, ale skoro tak trzeba to może lepiej chować je w piasku na plaży?

      Usuń
    2. Pamiętam, jak pani sąsiadka zakopała bursztyny w piwnicy. Sądziła, że będą tam bezpieczniejsze, niż w ogródku, w którym jakaś pani kretowa mogła je sobie zabrać. Piwniczny pomysł nie był jednak dobry. Szczury naszyjnik poprzegryzały i pojedyncze bursztynki poroznosiły po piwnicach sąsiadów. Pomimo uczciwości sąsiadów, nie dało się jednak skompletować całego naszyjnika.

      Usuń
    3. Czyli mój pomysł z plażą jest lepszy! Oby tylko z dala od przekopu Mierzei bo tam jakaś kopara może naszyjnik wykopać.

      Usuń
    4. A ten przekop jeszcze kopie się? Ucichło o tym w mediach, podobnie, jak z lotniskiem - tym zmniejszającym dystans do krajów południowych, żeby warszawiacy mieli bliżej na rajskie plaże.

      Usuń
    5. Niestety kopie się:(( Chętnie bym komuś osobiście dokopała za ten przekop.

      Usuń
  6. Na zdjęciu Jarzębinki pisze "szukam korali". A ja idę dzisiaj szukać liści na herbaciane różyczki. Jak myślisz, czy do parku pasuje założyć piaski pustyni?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pustynia w lesie? Dlaczego nie:)))) Będzie niesamowicie!

      Usuń

Dla błądzących - pomoc przy komentowaniu:

Jeśli nie masz konta w Google wybierz opcję:

- Anonimowy, ale podpisz się pod treścią komentarza, proszę.

- Nazwa/adres URL w okienku Nazwa wpisz swój nick lub imię, a w okienku adres URL wkopiuj adres swojego bloga

Za wszystkie komentarze bardzo dziękuję.