Z powodu braku osobistych problemów (dla potencjalnych zazdrośników wyjaśniam, że to ironia) martwię się jak sobie radzi współczesny Święty Mikołaj skoro jego prezentowy repertuar ma wymuszone ograniczenia w ilości oferowanych słodyczy? Wszak obecnie uważa się, że cukier to samo zło, a od Świętego oczekujemy samego dobra, czyż nie?
Myślami cofam się do czasów obowiązującej w Ludowej Ojczyźnie reglamentacji cukru oraz smakowitej, cukrowej galanterii i wspominam mikołajowe paczki, które Rady Zakładowe Przedsiębiorstw Państwowych w swej socjalnej hojności ofiarowywały pracowniczym dzieciaczkom. Toż to były wielkie torby słodyczy często dostępnych jedynie na potrzeby Mikołajowej Akcji! Nie bez powodu popularne było hasełko wymyślone przez Olgę Lipińską na potrzeby Kabreciku, który właśnie leciał:
„Chcesz cukerka? Idź do Gierka. Gierek ma to ci da!”
I dawał! Efektowne, zdobne w kolorowy staniol, rożki wypełnione cukierkami po same brzegi z czasem zastąpiły pękate, plastikowe reklamówki z wizerunkiem Mikołaja i równie słodką zawartością. Bywało, że z tej obfitości skrycie korzystali niedosłodzeni rodzice oraz ich bezdzietni przyjaciele:) W trosce o dziecięce zdrowie zapewne. Wyobrażam sobie, jak na widok takich prezentów współcześni dietetycy padają trupem ze zgrozy pomimo, że w paczkach zdarzały się owoce cytrusowe. O ile akurat „rzucono” je na rynek.
Zastanawiam się także czy współczesnej choince nie jest przykro, że nie wiszą nań cukierki w kolorowych złotkach często udające lodowe sople choć prawdziwych sopli wiszących u dachu wtedy nie brakowało? Czy nie tęskni do zdobienia w polerowane jabłka i zawijane w sreberka orzechy? I czy nie brak jej połyskliwych zwisów anielskich włosów?
Dziwi mnie, że cukierkowa niechęć omija nabyty niedawno obrzęd Halloween i nie potępiony jest okrzyk: „Cukierek albo psikus”! A może by tak: „Marchewka lub brokuł, albo psikus?”
Na złość współczesnym tendencjom – słodkich dni dla wszystkich! Nie tylko świątecznych, bo to wiadomo, ale tak „w ogóle”!
Klik dobry!
OdpowiedzUsuńOj tam! Oj tam! Ma być słodko i już, i o! Jakieś lobby marchewkowe niech zawiesi swoją działalność na czas mikołajkowo - świąteczny. ;) :) Do chałwy narodzie! Do czekolady i pierników! Niech słodycz wszędzie gości, o!
Przypomniał mi się Gomułka, który krzyczał przed świętami: kiszoną kapustę zajadajcie, skoro czekolad i cytrusów brak! A ja płakałam za kostką czekolady, jedną cząstką pomarańczy i kawałkiem chałwy z szarego papieru.
Pozdrawiam serdecznie.
A dziś... W dobie pełnych półek w sklepach płaczę za dawną przekapustą kiszoną. Z niej nawet bigos nie taki...
UsuńErrata. Z obecnej kapusty bigos nie taki.
UsuńTeż "ojtamam" zjadając kolejną warstwę ptasiego mleczka z pudełka:))
UsuńZ obecnych produktów nic nie smakuje jak dawniej. Mięsko w bigosie też za bardzo nowoczesne jak na mój smak.
Pewnie, że tak! Nie ma to jak dawna rąbanka w jeszcze ciepłych ćwiartkach. Kupowało się mięso od chłopa nawet na połówki. Jedynie w sklepie - na kartki - bawiono się w kilogramy.
UsuńWracając do czekolady i cytrusów - bardzo długo nie wiedziałam, że można zjeść całą pomarańczę w pojedynkę i więcej niż 1 kosteczkę czekolady. Te specjały były dzielone sprawiedliwie na wszystkich członków rodziny.
UsuńDopiero teraz zajarzyłem, że mieszkanie z dziadkami, ciotkami, i wujkami w dwóch wielorodzinnych domach powodowało, że nawet w najchudszych czasach PRL (końcówka Gomułki i Gierka) nie odczuwałem braku słodyczy i owoców egzotycznych. Nawet nie lubiłem bananów i arbuzów. W tych dwóch piętrowych domach mieszkało 13 osób, a dzieci było tylko dwoje (ja z siostrą). Chałwa, blok czekoladowy i jakieś "czekoladopodobne" w zasadzie były w ciągłej sprzedaży. Na choinkach wieszaliśmy jeszcze jabłka pieczone w karmelu, i jakieś kruche ciastka. Fajnie było ...
OdpowiedzUsuńSkąd dziadkowie brali arbuzy i banany? Banany były przydziałowe dla najmłodszych dzieci - to pamiętam. Był okres gdy czekoladki były "na kartki" też dla dzieci oraz kobiet w ciąży. A może to cała rodzina "żerowała" na Twoich i Siostry przydziałach:))) Albo ja już coś źle zapamiętałam.
UsuńJa bananów też nie lubiłam i zostało mi to do dziś - może to osobisty protest wobec pomijania w przydziałach? Podobnie postało mi "nielubienie" słodkich napojów.
Większość osób w mojej rodzinie to były osoby: a/ uprzywilejowane stanowiskiem (zawód, partia), b/ bezpośrednio uczestniczące w "podziale dóbr" (rady zakładowe, związki, bufety), albo c/ t.zw. "zaplute karły reakcji". W tym ostatnim przypadku źródłem były paczki z zachodu. A pamiętasz handel wymienny?
UsuńByłeś rozpieszczonym bachorem:))
UsuńHandel wymienny pamiętam jak najbardziej - nawet stosowałam!
Z powodu braku słodyczy w sklepach niektórzy bardzo cierpieli. Moja przyjaciółka jeden raz posunęła się w desperacji tak daleko, że udawała ciężarną aby kupić czekoladki. Niedługo potem wyemigrowała za ocean i została tam do dziś a ja mam wrażenie że jednym z powodów było upokorzenie w kolejce po cukierki.
Faktycznie w sklepach były półki i haki. Ale przecież można było kupić masło, jaja, kakao, śmietanę, i nawet (do ok. połowy epoki Gierka) cukier. A z tego moja rodzina i sąsiedzi robili prawdziwe cuda. Pamiętam zwykłe wafle smarowane kremem, ciasteczka posypywane pudrem z kakao, torty, i najcudowniejsze "jeżyki" - takie kulki sklejane z kremu kakaowego, orzechów, herbatników i co kto miał. Jak nie było czasu to do piekarnika wstawiało się wydrążone jabłko nadziane cukrem i wanilią. Kogel mogel był także takim dyżurnym pocieszycielem. O blokach czekoladowych i sezamkach własnej roboty już nie wspomnę ... to było w PRL.
UsuńO tak, domowa twórczość cukiernicza kwitła. Panie domu wymieniały się pomysłowymi przepisami na domowe bloki czekoladowe i ptasie mleczka, a nawet czekoladę:) Mam takie przepisy.
UsuńKogel-mogel jest ponadczasowy i smakuje zawsze:))
Klik dobry:)
OdpowiedzUsuńPrzypominam sobie, jak w grudniu myszkowaliśmy po domu, by zobaczyć ile i jakich smakołyków Rodzice uzbierali i schowali na Mikołaja oraz na Gwiazdkę. U nas Mikołaj przychodził wieczorem/w nocy z 5/6 grudnia, a w Wigilię pod choinkę prezenty wkładał Gwiazdorek.
U mnie było podobnie, ale pod choinkę przybywał Aniołek z prezentami a niewidzialny św. Mikołaj zostawiał prezenty pod poduszką:))
Usuń"Chcesz cukerka? Idź do Gierka. Gierek ma to ci da!”
OdpowiedzUsuńCzy zgubiłaś literkę "i" w słowie "cukierka", czy ma być tak, jak napisałaś: cukerka?
Nie mogę sobie przypomnieć, jak to brzmiało w oryginale w kabareciku Olgi Lipińskiej.
Młoda aktorka, której nazwiska nie pamiętam, w scence kabaretowej ssała lizaka i mówiła:" chcesz cukerka"? Taki był zamysł humorystyczny a może element dziecięcej gwary warszawskiej?
UsuńSam przygotowywałem takie paczki w latach osiemdziesiątych chwaląc znajomości w Wawelu. Ech to były czasy gdy za Prince Polo można się było dać pokroić.
OdpowiedzUsuńA ptasie mleczko? To był produkt z "wyższej półki" nadający się na elegancki prezent:) Wafelki Prince Polo przetrwały do dziś i nie straciły na smakowitości.
UsuńPamiętam. Tabliczka czekolady na sześcioosobową rodzinę. Jedna na Boże Narodzenie, druga na Wielkanoc. Sprawiedliwie po kosteczce dzielona. Cukierki na choince? To z czasów, kiedy cukierki w ogóle były luksusem, jak i ptasie mleczko, które osoby o dobrej pamięci dziś jeszcze uważają uważają za wielki smakołyk. A tak poza tym to cukier krzepi i tego się trzymam. (Mareczek)
OdpowiedzUsuńCzym skorupka za młodu nasiąknie tym na starość słodzi:))
UsuńZ cukierkami udającymi sople na choince mam pewien kłopot bo rodzice wmawiali mi, że nie należy ich jeść. Podobno były niedobre i wręcz szkodliwe a ich zadaniem było tylko wyglądać. Innych, jadalnych, cukierków nie wieszano. Czy to była szykana wobec dziecka?
U nas też nie należało ich jeść. Pozostawały na choinkę w następnym roku. Nie wiem, czy dlatego, że niejadalne, czy z oszczędności.
UsuńChyba jednak były one średnio jadalne choć znam osoby, które jadły i żyją do dziś:))
UsuńSople lodu, wisiały i na moich choinkach. Rodzice chcieli je zostawiać na następny rok, ale ja podjadałam je na bieżąco. Na gałązkach zostawały tylko papierki. Paczki ze słodyczami i pomarańczami dostawałyśmy na imprezie mikołajkowej w pracy ojca, dlatego rodzice dodatkowych słodyczy do prezentów gwiazdkowych(zawsze praktycznych, a nie ludycznych) nie dostawałyśmy. Matka przygotowywała wafle przekładane kremem i dżemem oraz blok kakaowy. Kruche ciasteczka przez Nią wypiekane, wisiały na choince lub były stawiane na stole. Wtedy lubiłam Święta. Dziś choć jest ogrom słodyczy, w których można przebierać, to smaki już nie takie same(także w innych potrawach bożonarodzeniowych). Uściski.
OdpowiedzUsuńPodjadanie jest najlepsze:) Rodzicielskie zakazy zjadania cukierkowych sopli było, moim zdaniem, słabo uzasadnione ale, jak widać dość powszechne.
UsuńCiekawa sprawa.
Wafle przekładane maślaną lub kajmakową masą były bardzo popularne i lubiane. Jakoś nie ma na to teraz mody. Może czas powrócić do dawnych smaków?
Spokojnych i dobrych Świąt, Iwono!
Witaj Beatko :)
OdpowiedzUsuńSłodziutki temat , cóż może być przyjemniejszego :) Najpierw
wspominki.
Sklep firmowy "Wawelu" na linii AB w Rynku Głównym.
Najpiękniejsze miejsce jak dla mnie. Cel moich wycieczek od wielu, wielu lat. Wchodziłam tam i natychmiast byłam w innym świecie, Ten zapach, te witryny ten gigantyczny wybór czekoladek. Czasem wchodziłam tam tylko po to, żeby nacieszyć
oczy :) To był początek lat siedemdziesiątych. Dacie wiarę, że to ponad pół
wieku ?
I teraz wymieniam co zapamiętałam. Buławki nasączone delikatnie
spirytusem, malaga w środku rodzynki w aksamitnym, cudownym kremie, kasztanki ze zmielonymi orzeszkami /dla mnie zbyt suche/, potem tik taki, także
orzechowe, Magda - to była nowość z nadzieniem czereśniowym, pastylki
miętowe w polewie czekoladowej, Katarzynki czekoladowe i bez czekolady,
kukułki, landrynki i dziesiątki innych słodyczy. Czekolady wszelkiej
maści. Każda obowiązkowo miała 100 g, moje ukochane Danusie trochę lżejsze,
ale cóż to za problem kupić trzy zamiast jednej ;) Po kilkudziesięciu
latach sklep przestał istnieć.
Wczoraj odwiedziłam sklep firmowy Wawelu w Podgórzu. Nowe moje odkrycie i
szok niemały. Najpierw pogaduszki z młodą sprzedawczynią. Moje
wspominki z czasów PRL-u wzbudziły zdumienie. Połowy produktów nie było. Dostałam papierową torbę i postanowiłam.... tylko po dwie czekoladki z każdego
rodzaju. Zobaczyłam ceną za kilogram i .... prawie nie zemdlałam ! Cena za
MIX-Luz Wolność Wyboru tylko ... 39,98 zl za kilogram. Pociemniało mi w oczach!
Więc powtórzę raz jeszcze trzydzieści dziewięć złotych, dziewięćdziesiąt
osiem groszy.. Do tego Danusie Classic 38g za 2,49. Zaszalałam i dorzuciłam
jeszcze Danusię gorzką 100g za 4,49zł. . Nie pytajcie ile zostawiłam pieniędzy. To
był rozbój w biały dzień! Jedno jest pewne. Jutro lecę do "Stokrotki" bo
tam chyba ten MIX jest o połowe tańszy. Dałam się nabrać na sklep firmowy.
Raczej szerokim łukiem będę omijać ten przybytek. Warto jednak było wejść,
żeby wrócić do wspomnień :)
Pozdrawiam słodziutko :)
Elżbietka53
Elżbietko! Wydobyłam Twój komentarz z formularza kontaktowego i wkleiłam tu.
UsuńSklep firmowy Wawelu na linii AB pamiętam doskonale z powodu cudnego zapachu jaki panował w sklepie. Czuję ten czekoladowy aromat do dziś:))
Nie pamiętam Magdy!
Dziś, w dużym supermarkecie kupiłam Katarzynki w polewie gorzkiej czekolady z toruńskiego Kopernika - pyszne, choć najbardziej lubię takie gołe, bez żadnej polewy.
Sklepy firmowe doliczają do ceny swoją "firmowość" ale daleko tak nie zajadą skoro asortyment ten sam można kupić taniej w marketach. Szkoda.
Też lubię Stokrotkę!
Wszystkiego słodkiego:))
Nie kupuję słodyczy Wawelu, bo ceny zwalają z nóg, a jakość nie idzie w parze z ceną. Porównanie na rzecz Wedla wychodzi na korzyść wedlowskich słodyczy. Mnie z kolei wmawiano, bym sopli nie jadła, bo połamię zęby. A i tak jadłam wszystko, co słodkie, nawet z cukier z cukierniczki.
OdpowiedzUsuńSerdecznie pozdrawiam
O, witaj w klubie dzieci objętych zakazem jedzenia cukierkowych sopli. Mnie mówiono, że od tego ma się robaki w brzuchu... Bardzo drastyczne uzasadnienie. Ciekawe czy te wszystkie rodzicielskie opowiastki to mit czy też tkwiło w nich ziarenko prawdy.
UsuńCukier z cukierniczki też mam na sumieniu. Szczególnie dawna Rafinada była atrakcyjna bo zawierała naprawdę duże, cienkie i błyszczące cukrowe płatki, które przyjemnie chrupały w zębach. Teraz taki cukier nie istnieje. Współczesna rafinada ma wprawdzie spore kryształki, ale grube i bez połysku.
Słodziutkich Świąt, Ultro:))
Po pierwsze, a nie ostatnie, tęsknię do tych choinkowych słodkości, do tzw. choinek zakładowych, kiedy dostawało się łakocie w postaci czekolady, ciastek, jabłek i pomarańczy. Hm.. każdy dostawał po równo i ta zasada była słuszna - rozpusta była w co niektórych domach, tych zamożniejszych. Piszący te słowa z cukrem nigdy nie miał nijakiego problemu, albowiem należę do rodziny cukrowniczej; od cukrowni oddzielał mnie niski betonowy płot, a dwa piece wapienne zwane choinką dostarczały bezustannych atrakcji - wózki z węglem i kamieniem wapiennym wjeżdżały na górę, następnie opróżniano je czyniąc niesamowity huk, gdyż wspomniany kamień wapienny i węgiel z ogromnej wysokości spadał na palenisko. Gdy ktoś z rodziny nocował u nas podczas kampanii cukrowniczej, nie było mowy o zaśnięciu w nocy, a my, dzielni cukrownicy... nas ów huk nie przerażał. A w cukrowni tworzono z cukru baranki, grzybki, mikołajki i inne cukrowe gadżety, tak że nie groził nam nigdy brak cukru do słodzenia herbaty, do ciast, itp. Z rozrzewnieniem wspominam te prześwietne czasy. Było jak było, ale nikt na komendzie nie strzelał z granatników :-) słodko i przedświątecznie pozdrawiam
OdpowiedzUsuńSłodki chłopak! Ja też tęsknię to czasu gdy słodycze były okazjonalną atrakcją. Nadmiar w ofercie zazwyczaj szkodzi a już na pewno zmniejsza przyjemność:) I ta zasada dotyczy nie tylko materialnych słodkości.
UsuńAle żeby wapień używany był w cukrownictwie to nie wiedziałam. Wyrastałam w sąsiedztwie fabryki sody i tam kamieni wapiennych używano do produkcji więc ten element dzieciństwa mamy wspólny. Wagoniki z tym materiałem czasem zbaczały z torów i blokowały ruch komunikacji miejskiej ku uciesze młodzieży szkolnej bo to było świetne usprawiedliwienie nieobecności na lekcjach.
Miłych Świąt!
Zdrowych, pogodnych i spokojnych dni świątecznych życzy Kawiarennik. Wraz z życzeniami ten oto wierszyk:
OdpowiedzUsuńPobielał świat córko czy wiesz
za oknem spadł w Twoim życiu pierwszy śnieg
patrz wróble dwa na zimnie drżą
dziś pierwszy raz życzę Ci Wesołych Świąt
Przybył nam córko talerz na stół
z szopki się gapi wół jak to wół
Garnek na piecu kolędę gra
do barszczu wpada twa pierwsza łza
Już pod choinką prezentów sto
kto je tu przyniósł no zgadnij kto
kto z Tobą siądzie do wielkiej gry
ktoś komu bardzo zależy by
By dobra noc co wszystko wie
otarła Twą pierwszą i ostatnią łzę
[Andrzej Sikorowski, "Pastorałka dla córki"]
Bardzo, bardzo dziękuję za urocze życzenia:) Wszystkiego co najmilsze dla Ciebie życzę.
UsuńTak tu słodko dzisiaj, że wypada tylko dodać moc życzeń świątecznych - spokoju, nastroju, aromatów i pyszności! A za kilka już dni pożegnamy stary rok - przyznam, że bez żalu.
OdpowiedzUsuńWszystkiego dobrego!
Dziękuję za życzenia - dla Ciebie pomyślności jak najwięcej. Stary rok jaki był każdy widzi a ten nowy to nie wiadomo czego się spodziewać. Może nas pozytywnie zaskoczy:))
UsuńTak! Tak! Na pewno nas zaskoczy!
UsuńOby w dobrą stronę:))
UsuńA w menu sylwestrowym słodkie ciasteczka powinny być okrągłe dla zamknięcia magicznego kręgu, aby - jak w kalendarzu - w tym samym miejscu, w którym coś się kończy, coś innego się zaczynało.
OdpowiedzUsuńOooo... Nie wiedziałam, że musi być na okrągło! Trzeba powykrawać szklanką kółka w poświątecznym pierniku. Bo nowych ciasteczek piec nie będę.
UsuńI cały rok słodkości mogą być na okrągło. 😁
UsuńDopóki nas nie dołapie cukrzyca:))
Usuń